Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jak mi mogą uwierzyć, jeźli ja samemu sobie zaledwie wierzę.
Sędzia postawiwszy już główne pytania, które mu miały służyć za podstawę do oskarżenia, przeszedł teraz do pytań nie mających już żadnego znaczenia. Vaubaron odpowiadał machinalnie ani myśląc o doniosłości tego lub innego pytania.
Przesłuchanie trwało już ze cztery godziny, gdy w tem na korytarzu dały się słyszeć kroki żandarma, który rychło potem wszedł do kancelaryi razem z tandeciarzem.
Mały garbusek wyglądał przy swym rosłym towarzyszu jak pocieszny karzeł.
Tandeciarz miał przed sądem niepospolity respekt i gdy wstąpił do kancelaryi wyglądał jak lis w łapce. Jakkolwiek nadawał sobie pozór obojętności i spokoju, przecież usta jego drżały a błędny, niepewny wzrok świadczył, o wewnętrznem wzruszeniu.
W ręku trzymał starą czapkę, bo żandarm w nadmiarze służbistości nie pozwolił mu nawet suknie zmienić. Pod pachą dźwigał książkę, w której wedle prawa, zapisywał nazwiska osób sprzedających.
Mechanik ujrzawszy tandeciarza, poczuł mimo głębokiego smutku chwilową radość.
— No! w końcu — pomyślał — sąd przecież o mnie inne przekonanie poweźmie, jeźli się pokaże, że przynajmniej jedno, co podałem, jest prawdą. Jeźli zobaczą, że w żadnej rzeczy nie skłamałem, to także co do innych zapewne uwierzą.
Zaledwie drzwi zamknięto, tandeciarz przybrał pokorną postawę i pokłonił się sędziemu i pisarzowi