Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przysięgam na to.
Spokojnie oblicze urzędnika stało się jeszcze chłodniejsze, lecz pod pozorem zewnętrznej oziębłości oburzał się wewnątrz taką upartością i bezpożytecznem udawaniem zbrodniarza, który w ten sposób do niego przemawiał. Po chwilce rzekł:
— I gdzieżeś się to pan zetknął z tym nieznajomym, który panu dał cztery tysiące franków, abyś miał czem długi popłacić?
— Nie szukałem go wcale, bo sam przyszedł do mnie, przyszedł do mego pomieszkania. Zeszła noc była bardzo burzliwa. Czułem się znużonym i zasnąłem na krześle. Uderzenie gromu zbudziło mnie, a gdy oczy otworzyłem, ujrzałem człowieka, którego nigdy w życiu nie widziałem. W pierwszej chwili myślałem, że jestem zagrożony i gotowałem się do obrony, lecz uspokoił mnie rychło. Na pytanie, kimby był, odpowiedział, że jest posłańcem opatrzności, który przychodzi, aby mnie ocalić. Rzekł dalej, że mam długi, że jestem w niebezpieczeństwie i że mnie od udręczeń chce uwolnić. Mówiąc tak, zostawił na stole cztery banknoty po tysiąc franków. Nie mogłem znaleść słów, aby mu podziękować. Prosiłem go, aby mi wymienił swoje nazwisko, lecz nie chciał tego uczynić i pożegnał mnie. Oto jest rzetelna, naga prawda panie sędzio.
— A czy ten człowiek podobnie zjawisku taksamo także znikł, jak był przyszedł?
— Nie. Otworzyłem mu drzwi i poświeciłem na wschodach.
— Czyś się pan nad tem nie zastanawiał, w