Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już dla pana otworem, lecz dlaczegoś się pan do ostatniej chwili ociągał z zapłaceniem długu?
— Pierwej było to po prostu niemożliwe.
— Czy nie mogłeś pan tego wczoraj za dnia a przynajmniej wieczorem załatwić.
— Nie, panie.
— O to zapytywała już pana policya i powiedziałeś, żeś pieniądze dopiero w nocy otrzymałeś. Czy pan przy tem obstajesz?
— Zapewne, bo to jest rzeczywistą prawdą.
— Wieleś pan otrzymał?
— Cztery tysiące franków.
— Od kogo?
— Od nieznajomego mi człowieka.
Słowa te wyrzekł Vaubaron drżącym głosem, bo czuł, że to jest najniebezpieczniejszy punkt dla niego. Zdarzenie owej nocy wydało mu się tak dziwnem, że żaden słuchacz nie mógł temu dać wiary. To było jasne.
Sędzia i pisarz spojrzeli na siebie tym samym wzrokiem, jak to dziś rano urzędnicy policyjni uczynili byli.
— Sądzę, że mi wypada wezwać pana w jego własnym interesie, abyś należycie rozważył, zanim dalej pójdziesz. Wierzaj mi pan, że lepiej będzie, jeźli dotychczasowy sposób obrony, przy którym się wcale utrzymać nie możesz, porzucisz i wyznasz szczerą prawdę, co ci za dobre policzę.
— Ach mój panie — wyszeptał mechanik — widzę, że pan moim słowom nie wierzy, lecz wszystko, co powiedziałem jest prawdą. Nie kłamię.