Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Vaubaronowi zdawało się, że nie było na świecie okropniejszej męczarni nad te, które teraz na sobie przenosił, a przecież się mylił.
Na drodze cierpień miał on przebyć jeszcze straszliwsze.
Ulica Pas-de-la-Mule była tłumami ludzi przepełniona, które coraz to bardziej zwiększały się, pomimo że żołnierze, którym teraz jeszcze żandarmów przydano, wszystkiego dokładali, aby zbiegowisko uśmierzyć i zrobić przejście w gęstej ciżbie.
W chwili kiedy oskarżony, po bladości twarzy, niepewnym kroku i towarzyszącej straży łatwy do poznania, na progu domu stanął, natenczas podniesiono krzyk okropny, prawdziwie wycie odrazy, nienawiści i pogardy.
Komisarz rozkazał użyć broni, aby się przedrzeć przez tłumy. Najeżonemi bagnetami broniono aresztowanego od napaści. Z prawdziwą biedą dotarli wreszcie żołnierze do rogu ulicy, gdzie na szczęście stał fiakier.
Urzędnik natychmiast użył fiakra, wsiadł z oskarżonym i dwoma żołnierzami, podczas gdy trzeci zbrojny usiadł przy woźnicy. Komisarz kazał jechać wprost do więzienia.
Za godzinę może mechanik siedział już w kazamacie czekając wezwania ze strony sędziego śledczego, aby złożyć pierwsze zeznanie.
My tymczasem powrócimy na ulicę, którąśmy dopiero co opuścili, gdzie Blanka i jej omdlała matka w domu pozostały.
Przy łóżku klęczała mała z twarzyczką ku po-