Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciało skostniało a szeroko rozwarte źrenice zdawały się nie widzieć już więcej.
Dla każdego świadka dopiero co opisanej sceny wina mechanika musiała się wydać udowodnioną. W oczy bijące poszlaki za tem przemawiały.
Wobec zachodzących okoliczności tak dziwnie zgodnych, każdy musiał sądzić koniecznie, że widzi tu zbrodniarza w ręku sprawiedliwości. Nic innego nie można tu było nawet przypuścić.
Komisarz położył rękę na ramieniu Vaubarona i rzekł:
— Wstań i pójdź z nami.
Mechanik wstrząsł się, jakby go dotknęło rozpalone żelazo, zerwał się, lecz zatoczywszy się, omal nie upadł.
— Będę panu posłuszny — wyjąkał cichym głosem — lecz pozwól mi, abym uściskał żonę, zanim mnie zabierzecie.
Urzędnik kiwnął głową na znak zezwolenia. Chwiejnym krokiem poczołgał się nieszczęśliwy do łoża umierającej, przycisnął na pół umarłą do piersi a łkając wyrzekł z trudem:
— Bądź bez obawy moja droga istoto! Rychło powrócę. Bóg wspiera sprawiedliwych, więc i mnie nie opuści. Czekaj na mnie cierpliwie moja droga Marto i uściskaj mnie, abym miał odwagę i ufność.
Lecz słowa jego były daremnemi i nie znalazły posłuchu. Lice jego nie poczuło tchu Marty, ramiona jej nie objęły go, jej zsiniałe usta nie miały już dla niego żadnego głosu.
— Blanka! — zawołał nagle głosem okrutnej