Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się troszczyć o to?
Vaubaron sam nie uczuwał wielkiej chęci, aby zejść na dół, przystąpił zatem, jak był zwykł do warsztatu, chcąc ukończyć dzieło, pomimowolnem uśnięciem i odwidzinami tajemniczego gościa przerwane. Po kilku minutach przejął go zimny dreszcz, zarazem dało się słyszeć na ulicy okropne wzburzenie.
— Strach mnie zbiera — rzekła Marta.
— A to dlaczego? — zapytał Vaubaron z uśmiechem.
— Tego nie wiem.
— A ja cię zapewniam, moje kochane dziecię, że nawet nie ma pozoru jakiegokolwiek niebezpieczeństwa.
Zaledwie wymówił te słowa, dały się słyszeć na wschodach mierzone kroki, brzęk szabel i jakby głuchy łoskot uderzenia kolbami o drewnianą poręcz. Za chwilę potem odezwał się dzwonek z niezwyczajną gwałtownością. Vaubaron wstał ze siedzenia, lecz gdy mimo łoża Marty przechodził, chwyciła go za rękę i drżąc na całem ciele rzekła:
— Nie idź, mój przyjacielu, nie idź. Powtarzam ci, że straszna trwoga mnie opanowuje.
— A ja powtarzam ci moja droga, że nie ma się czego obawiać, choćby najmniejszego niebezpieczeństwa.
Zadzwoniono teraz po raz drugi, lecz jeszcze gwałtowniej, niż przedtem. Vaubaron oderwał się od żony i pospieszył drzwi otworzyć.
Przed drzwiami stało kilka czarno odzianych