Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ mój przyjacielu — rzekła — to wszystko wcale nie jest podobne do prawdy. Niezawodnie zasnąłeś i śniło ci się tylko.
Vaubaron sam uczuł teraz jakąś tajemną trwogę, bo i jemu wydała się ta rzecz najmniej możliwą, opanowała go bojaźń i myślał o tem, ażali nie stał się ofiarą oczarowania.
— Możemy popatrzeć — rzekł — możemy się przekonać.
Rzekłszy to, zbliżył się do stołu i krzyknął.
Zaraz też przystąpił do łóżka trzymając w ręku cztery tysiące franków w banknotach.
— Nie śniło mi się, nie, oto dowód tego. W obec tego faktu, wszelka wątpliwość ustąpić musi. Nie prawdaż, że tego pojąć nie możesz? Mój Boże! ja także nie mogę pojąć i daremnie staram się zgłębić tajemnicę. Lecz cóż na tem zależy? Jesteśmy ocaleni i dziękujmy Bogu.
Ranek zabłysnął, tak czysty, tak pogodny, jak gdyby w nocy żadnej burzy nie było.
Podczas gdy Marta i Blanka jeszcze spały, wziął Vaubaron trzy banknoty, zwinął je, a schowawszy do kieszeni, udał się do woźnego, który na nim wyrok uwięzienia miał wykonać. Spieszył się bo czuł nad głową wiszący miecz Damoklesa.
Musiał czekać całą godzinę zanim sługa sądowy pojawił się.
— Spodziewam się, po co pan do mnie przychodzisz, kochany panie Vaubaronie — rzekł woźny z wyrazem współczucia na twarzy — pańskiemu wierzycielowi powtórzyłem wszystko, coś mu kazał