Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bronie a zarazem otworzył usta chcąc wołać o pomoc.
Nieznajomy a raczej Rodille powstrzymał go rozkazującem skinieniem a zarazem przemówił cichym lecz przekonywującym głosem:
— Bądź pan spokojny, nie masz się czego obawiać, najmniejsze niebezpieczeństwo nie zagraża ci. Daj pokój wszelkiej trwodze i nie obudź żony i dziecka, które śpią niezawodnie.
Te słowa, a bardziej jeszcze sposób w jaki wygłoszone zostały, również jak i całe zachowanie się obcego człowieka odjęły wprawdzie mechanikowi wszelką obawę, lecz mimo tego nie mógł się pozbyć zdziwienia z powodu tak niespodziewanego i niewytłumaczonego zjawiska, któreby każdy zabobonny lub mniej wykształcony człowiek z pewnością uważał za nadprzyrodzone.
— Nie boję się wcale, bo nie ma się czego obawiać — odpowiedział mechanik również spokojnym, pewnym głosem jak i sam Rodille — lecz zdaje się, że mam wszelkie prawo zapytać pana, po co się wdzierasz o północy do mego mieszkania, a przedewszystkiem zapytać, kim jesteś?
— Jestem posłaniec opatrzności.
— Tak, a czegóż chcesz?
— Chcę ci przynieść zbawienie!
— Cóż możesz dla mnie uczynić? Lecz pan przemawiasz zagadkowo, a jabym prosił o zwięzłą jasność.
— Chętnie się zgadzam na to i kilka słów wystarczy do powiedzenia wszystkiego. Pan się nazywasz Jan Vaubaron, jesteś poczciwym, zdolnym