Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i sprężynom i będąc przedtem nieruchomą zamieniła się sztucznym sposobem w prawdziwy automat.
Blanka w zachwyceniu klaskała w dłonie a nawet Marta przypatrywała się z niemem podziwieniem robocie, myśląc że Vaubaron przecież raz stanie się wielkim człowiekiem. Tak zbliżył się zmrok a potem nastąpiła noc straszna i burzliwa, jak wiemy, a w pracowni Vaubarona duszno było jak w łaźni. Jakkolwiek okno było otwarte, tak przecież żaden podmuch wiatru nie poruszał światłem na warsztacie stojącem, w około którego niezliczone mnóstwo much krążyło.
Żyły na skroni Vaubarona były naprężone i ciężkie krople potu staczały się po twarzy. Mimo to przecież nie ustawał w pracy i piłował i gładził kończąc robotę.
— Mój przyjacielu odezwała się Marta — znużysz się zupełnie. Proszę cię, udaj się już na spoczynek. Już cała doba minęła, odkąd bez przerwy pracujesz, każda siła ludzka ma swoje granice. Daj już spokój, jutro dzieło ukończysz.
— Moje kochane dziecię — odpowiedział Vaubaron — pozwól mi jeszcze godzinę popracować, a potem już koniec. Wiesz przecież, że to ostatnia chwila, podobnie jak w bitwie, jeszcze jedno wysilenie i szala zwycięstwa się przechyli. W takiej chwili zatrzymać się lub wcale ustąpić byłoby zbrodnią.
— No, to pracuj jeszcze chwilkę — szeptała chora — lecz biorę cię za słowo, że za godzinę spać pójdziesz.
— Może do tego czasu zbudzi cię mój okrzyk