Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

samotności już dłużej znieść nie mogłam. — No! lecz w końcu pan przyszedłeś i nie obawiam się już niczego. Pańska obecność zabezpiecza mnie i uszczęśliwia.
We dwie sekundy siedzieli Urszula i Rodille przy tym samym okrągłym stoliku, co wczoraj, a przygotowana wieczerza jeszcze pyszniejszą woń rozszerzała, niż to miało miejsce dnia poprzedniego.
Ku nie małemu zadziwieniu spostrzegła atoli, że jej kochanek pomimo wyborności potraw mało się jadłem zajmywał. Zdawało się, jak gdyby Rodille chciał tylko wieczerzę przedłużyć. Jakkolwiek wszystkich sł używał, aby się wydać wesołym jak zwykle, przecież nie mógł się zdobyć na żywość, którą swą uszczęśliwioną bogdankę tylekrotnie zachwycał. Tak minęły dwie godziny.
Około północy zapytał nagle bandyta:
— Moja droga Urszulo! Czyś już wyszukała familijne papiery, które mnie najszczęśliwszym z ludzi uczynić mają, umożliwiając nasz związek małżeński?
— Już są.
— Czy raczysz mi je oddać?
Gospodynią wstała spiesznie od stołu i otworzyła małą szafkę w kącie pokoju stojącą. Zaledwie obróciła się plecyma do kochanka, ten czemprędzej dobył flaszeczkę z kieszeni. Szklanka Urszuli była jeszcze w dwóch częściach napełniona winem cypryjskiem o żółtej barwie.
Bandyta wlał czemprędzej kilkanaście kropel bezbarwnego płynu do szklanki Urszuli a potem