Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyraz, który mu zresztą nie był właściwy.
Wątpliwość, obawa, niepewność i chęć zysku przemykały szybko po jego twarzy i wyraz jego rysów tak był zmienny jak fale morza lub piasek pustyni.
— Jeźli Urszula odziedziczy, jak sama sądzi — rzekł bandyta do siebie — to postać rzeczy zmieni się zupełnie, dam baronowi umrzeć w spokoju, ożenię się i będę milionerem, czy atoli odziedziczy, to jest pytanie bardzo ważne.
Oboje przybyli tedy nie mówiąc ani słowa do salonu, do sypialni barona prowadzącego.
Tu dopiero zwróciła się kobieta do swego towarzysza.
— Pan musisz tu pozostać i mnie oczekiwać — wyszeptała cichym głosem.
Rodille usiadł sobie wygodnie w fotelu, rozparł się, założył nogę na nogę i zrobił minę, którąby tak wyjaśnić można:
— No tak! siedzę tu sobie wygodnie a na cierpliwości nie powinno mi zbywać.
Urszula przyłożyła ucho do klamki i słuchała z natężoną uwagą.
— Nie słyszę nic, wcale nic — szeptała — może rzeczywiście usnął.
Trzymając światło w lewem ręku, pocisnęła prawą klamkę u zamka. Drzwi rozwarły się bez najmniejszego szelestu i kobieta przekroczyła próg komnaty.
Zaledwie za drzwiami zniknęła, podniósł się