Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Za Hornerem, o dwa kroki, Jan niemy, skamieniały, blady jak chusta, zaniepokojony, i mówiący sobie w duchu, że za chwilę dowie się prawdy pocieszającej, lub rozpaczliwej, znajdzie rozwiązanie zagadki: Śmierć, czy życie?!...
Na koniec, na tym samym planie co Pamela, tylko trochę bardziej w głębi pokoju, przy sofce kątowej, mała Blanka, z oczętami wytrzeszczonemu zdziwiona, niespokojna, niemal przerażona, pytajac sama siebie, a nie umiejąca na to odpowiedzieć, czy znowu patrzy na widowisko, tylko jeszcze dziwniejsze i bardziej odurzające niż poprzednio, owe figury woskowe?
Magnetyzer nadając oczom i całej fizyonomii ptaka drapieżnego, wyraz odpowiedni, mądrze wymyślony i skombinowany, robił dalej pociągi, z powolnością na efekt obliczoną.
W miarę jak jego ręce białe, długie, niemal przeźroczyste, dotykały się członków lunatyczki, ta drgała nerwowo, nawet rzucała się słabo, niby opierając się fluidowi magnetycznemu.
Nareszcie wszelki ruch w niej ustał.
Wyraz spokoju głębokiego, niczem nie wzruszonego, i błogości nadziemskiej, wystąpił na twarz Pameli, tak przed tem bladej i znużonej. Przez chwilę głowa jej chwiała się w prawo i w lewo, nareszcie opadła na wznak, na poduszki karła. Powieki przymknęły się, oddech stał się równym i spokojnym. Horner uśmiechnął się tryumfująco, i zaprzestał ruszać rękami!
Spi!... szepnął, zwracając się do Jana.