Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ — zmieszał się Jan rzuciwszy okiem po sali. — Osób było dwa razy tyle!
— Cóż to pana ma obchodzić?... Przyszli później i nie wejdą do gabinetu aż po panu... a może wcale dziś doktor nie odbędzie z nimi konsultacyi, bo już pora dość spóźniona... Usiądź pan wygodnie w jednym z tych miękkich foteli i nie troszcz się o nic, tylko wchodź do gabinetu, skoro doktor zawoła: Numer siódmy!
Jan usiadł według danej mu wskazówki i wziął Blankę na łono.
W kilka minut, skrzypnęły drzwiczki boczne, zupełnie ukryte w obiciu, a głos gardłowy przygłuszony, nieprzyjemny, z silnym akcentem germańskim zawołał:
— Numer siódmy!
Vaubaron pospieszył na wezwanie, a przestąpiwszy z córeczką próg gabinetu, nie mógł się oprzeć pewnemu wrażeniu, niby jakiejś trwodze zabobonnej.
Komnata do której weszli, była bardzo wysoka i obszerna, cała obita aksamitem granatowym, tak ciemnym, że się prawie czarnym wydawał, takie same firanki u okien i portyery u drzwi, robiły pokój ciemnym, nawet w dzień biały.
Światło jedyne padało od lampy zawieszonej u sufitu z ambrą mleczno-białą, zostawiając kąty sali w pomroku zupełnym. W gabinecie za całe umeblowanie stała wielka sofa kątowa, pod ścianą w jednym z rogów kilka foteli rozrzuconych tu i owdzie, a w samem centrum komnaty, umieszczono