Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zupełnie opuszczają!...
Dziecko drgnęło. Główka dotąd na poduszce oparta, zsunęła się na twardą poręcz karła. Otworzyła oczęta, a jej drobne rączki, odgarnęły włosy wilgotne, na czoło opadające...
Jan zbliżył się do niej.
Ukląkł przed karłem, dotknął się ustami rozpalonej twarzyczki, ujął w dłoń jej obie rączki, złożył jej główkę na swojej piersi bolem drgającej, i szepnął jej na uszko, tej dziecinie najmilszej, słodko się do niego uśmiechającej, cichuteńko aby nie przerwać snu młodej kobiecie:
— Blanko! moje drogie maleństwo!... czy ciebie co boli?
— Boli tatusiu... — dziecię odpowiedziało słabym głosem.
— A gdzie cię boli aniołku?
— Wszędzie...
— Czy masz gorączkę?
— Nie wiem tatusiu...
— Abym ci mógł ulżyć w cierpieniu, muszę wiedzieć, co ci jest... Powiedz że mi czego doświadczasz, moje maleństwo najdroższe... powiedz mi wszystko dokładnie...
— Kiedyż ja nie umiem tego powiedzieć tatku...
— Spróbuj tylko dziecię... już ja cię zrozumiem, bądź pewna!
— Zdaje mi się, że mi główka okropnie cięży... niby cięższa niż cale ciałko... Gdy nią ruszam, tak mnie bardzo boli...
— A dalej co?