Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzem okrytych, które prowadziły do tego świata cudów.
Vaubaron zapłacił trzy sous inwalidowi, i kortyna podniosła się cokolwiek, wpuszczając ich dwoje do środka.
Przeszli przez ciemny i ciasny korytarz, na końcu którego mały murzynek, ubrany w sukno pąsowe, otworzył im na oścież drzwi do salonu.
Była to wielka rotunda (niektórzy z naszych rówieśników, może ją sobie jeszcze przypomną) oświetlona z góry, przez dach ze szkła grubego szlifowanego.
W około biegła estrada, nie bardzo wysoka, a na niej w pewnej odległości, były poustawiane figury woskowe. Poręcze żelazne nie psując efektu, broniły od napaści widzów niedyskretnych Henryka IV, Fualdés’a, Cleopatrę i setki innych znakomitości.
Ściany rotundy pokrywała materya wełniana.
Twarze blade osób umarłych, lub przedstawionych w chwili konania, jak i oblicza żywe i rumiane, odbijały doskonale od tego tła jaskrawego.
To co krzykacz przed budą obiecywał, nie było wcale kłamstwem i przesadą, jak się zdarza najczęściej. Rzeczywistość przechodziła jeszcze wszystko, o czem on opowiadał. Nie myślimy wyliczać scen wzruszających, osobistości historycznych, lub sławnych z urody, które publiczność miała prawo podziwiać za liche dwa sous’y.
Daremnie byśmy się kusili opisać zachwyt i uczucia miotające zrazu całem jestestwem, w sposób gwałtowny, Blanki maleńkiej, gdy się naraz znalazła wśród tych figur nieruchomych wprawdzie,