Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


XXIV.

Vaubaron z Blanką małą znaleźli się powtórnie pomiędzy tłumem zgromadzonym przed wejściem do Salonu Curtius’a.
Wykrzykujący, człeczyna mały, z twarzą chudą i smutną, ale obdarzony głosem przenikającym mury nieledwie i niezmordowanym, chodził jak szyldwach wzdłuż estrady i wychwalał cuda niesłychane, znajdujące się wewnątr budy.
Blanka słuchała opowiadań rozmaitych z zachwyceniem i najwyższem zadziwieniem. Jej ciekawość rosła w miarę jak krzyczacz coraz nowe rzeczy obiecywał.
Jej policzki pałały ogniem gorączkowym, oczka były szeroko rozwarte, a małe serduszko mało z piersi nie wyskoczyło.
Tatku!—szepnęła głosem drżącym od wielkiej pożądliwości — tateczku! pokaż mi te cudowności!... Proszę cię na wszystko!... Będę tak szczęśliwa!... taka bardzo uszczęśliwiona! Nieprawdaż tateczku, że zrobisz to dla mnie...
Vaubaron zawachał się na jedno mgnienie oka. Ale jakże mógł odmówić prośbie dziecka ukochanego? Zresztą lekarz przypolecił jak najwięcej rozrywek dla Blanki. A mogłaż być tańsza rozrywka?
— Tatku! nie odmówisz mi tego? — dziecku już się zaczynały łezki kręcić w oczach.
— Nie, nie dziecino!... chodźmy!
Blanka zaledwie zdołała stłumić okrzyk radośny, i pociągnęła ojca czemprędzej po kilku stopniach ku-