Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cem jej najśmielsze marzenia, spróbowała stanąć.
— Tatku!... tateczku! — błagała — tylko chwileczkę się zatrzymajmy... proszę cię... to coś cudownego!... tak bym chciała zobaczyć!...
Wiemy jak pilno było pilno Janowi i że mu rozchodziło o rozwiązanie pytania: Śmierć czy życie?
Nie zatrzymał się też, rzuciwszy Blance obietnicę mimochodem:
— Później moje dziecię!... później... Teraz niepodobna!...
Biedna mała bez słowa skargi, ze zwykłą cichą i łagodną uległością poszła z ojcem.
Vaubaron pociągnął za rączkę od dzwonka. Furtka sama się otworzyła i zamknęła za wchodzącymi.
Szpaler prosto wycięty prowadził do domu. Na progu w sieniach, dziwacznie udekorowanych, Jan spotkał wielkiego draba w jaskrawej liberyi, kapiącej złotemi galonami, w dużej peruce pudrowanej, z miną kwaśną i pełną arogancyi.
Lokaj zmierzył mechanika od stóg aż do głowy lekceważąco, niemal impertynencko, a znalazłszy zapewne, że strój jego nie zapowiada klienta możnego i ze sfer arystokratycznych, zatrzymał go ruchem brutalnym, szorstko pytając:
— Czego czecie?
— Jan był nodto zajęty smutnemi myślami, aby zwrócić uwagę na gburowate postępowanie sługusa.
Odpowiedział po prostu:
— Chcę zasiągnąć rady doktora Hornera.