Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wypieki na środku każdego policzka, owe róże grobu, jak je lud prosty nazywa, wywierały straszne wrażenie. Są to niestety! zwiastuny fatalne, nieubłagane, zapowiadające, iż śmierć dotknęła się palcem lodowatym młodziutkiej ofiary, i wkrótce przyjdzie ją zabrać jak swoją.
Usta były sine i gorączką spalone.
Jedno ramie, zwisające wzdłuż łóżka, było chude straszliwie. Ręka wązka, z długiemi cieniutkiemi paluszkami, była już prawie przeźroczysta. Obrączka ślubna, teraz nadto obszerna, miała tuż-tuż zlecić z palca na podłogę.
Kobieta jasnowłosa spała zresztą snem głębokim i na pozór dość spokojnym. Oddech lekki a równy podnosił jej pierś nieznacznie. Przez sen zatem i całkiem bezwiednie westchnienie jej się wyrwało.
Jeden rzut oka wystarczył Janowi, żeby się o tem wszystkiem przekonać, cośmy poprzednio opisali; przesunął dłoń zwolna po czole potem zroszonem, a drganie kurczowe w ustach, wywołane śmiertelnym niepokojem, zaczynało ustawać. Wzrok jego, spoczywający chwilę na kobiecie uśpionej z czułością niewypowiedzianą, przeniósł się naprzeciw na duże karło, na pół zmorszałą skórą obite, na którem spoczywał śliczny cherubinek, dziewczynka około lat sześciu, jak matka jasnowłosa, w postawie przez pół siedzącej, z główką przez poręcz karła przewieszoną.
Żadne słowa, żaden opis nie mógłby przedstawić dokładnie, jaki czar, jaki urok wiał od tej maleńkiej, wiotkiej istotki, podobnej trochę do ojca trochę do