Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Prawie wszystkie te narzędzia, z najlepszej i najhartowniejszej stali angielskiej, kosztowały grube pieniądze. Za dni szczęśliwych Jan pozwolił sobie na ten przepych niewinny, i własnoręcznie wypoliturował rączki z dęba lub drzewa orzechowego. Zabawił się nawet, wyrzynając wzdłuż ładne arabeski, i gierlandy z kwiatów. Wplótł zaś w nie z gustem artystycznym Monogram J: V: głoski początkowe swojego imienia i nazwiska:
Nie zawahał się ani chwili.
Pozbierał to, co mu się zdawało mniej nieodzownem: a zawijając narzędzia w jakąś starą gazetę, szepnął z oczami łez pełnemi:
— Żegnajcie mi, towarzysze mojej pracy ciężkiej!... Nie myślałem, że się kiedykolwiek potrafię z wami rozłączyć!... Sądziłem że mi dopomożecie do zdobycia sławy i majątku!... Żegnajcie mi!... żegnajcie na wieki!...
Wyszedł na palcach z pokoju sypialnego. Zbiegł szybko po schodach, i wszedł prosto we drzwi boczne, wychodzące do sieni na dole, a które prowadziły do magazynu, a raczej do kafarnaum zapylonego tandeciarza Laridona.
Tandeciarz, był to młody człowieczek, około lat czterdziestu, w stroju niesłychanie zaniedbanym, łysiutenki, z wyjątkiem dwóch kosmyków włosów konopiastych, wiszących po nad uszami.
Jego brzydota oryginalna i zakrawająca na karykaturę, miała w sobie coś, co odtrącało. Spojrzenie kose, a lodowate jego oczek burych, osadzonych głęboko, a w dodatku zyzem zarzucających,