Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawa... wzięło górę zmęczenie nad duszy udręczeniem.
Obudził go nagle promień słońca, świecący prosto w oczy.
Zaledwie podniósł powieki, uczuł całą okropność swojego położenia. Pogorszyło się ono jeszcze od wczoraj, przegrał bowiem i te ostatnie dwadzieścia franków, które stanowiły jedyny majątek nędzarzy.
Bywają rzeczywistości tak straszliwie, potrzeby tak gwałtowne, położenia tak niepodobne do prawdy, że rozum ludzki objąć ich nie może, i z trwogą, jak przed widmem, ucieka przed niemi.
Vaubaron dożył jednej z takich chwil...
Chleba w domu nie było, a on go nie miał za co kupić.
Marta konająca, już prawie nic nie jadła, ale Blanka, jego dziecię najdroższe, krew z jego krwi, Blanka będzie głodną!
Co począć?
Rzucił w koło spojrzenie tak rozpaczliwie, że serce i najbardziej srogie, musiałoby zadrzeć i zmięknąć w obec tak strasznej niedoli. To spojrzenie szukało, czyby jeszcze nie można było czegoś sprzedać, lub coś zastawić.
Trud daremny!
Co tylko w nędznem pomieszkaniu przedstawiało wartość jakąkolwiek, zniknęło od dawna!...
A jednak musiał znaleść koniecznie.
Wzrok jego dziki, niemal obłąkany, zatrzymał się na warsztacie, zasypanym rozmaitemi narzędziami potrzebnemi do pracy różnorodnej, którą się zajmował.