Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drzwi sobą, a my dwaj wpadniemy za nim... To zdaje mi się prostem, jak dwa a dwa cztery, i wcale łatwem do przeprowadzenia.
— Niewątpliwie!... ale posłuży do tego li, żeby nas wytłukł jak muchy!... Wicherek zaśmiał się ironicznie.
— Ha! ha ha! rezultat paradny!
— A dla czego miałby nas pozabijać? — Miodziuś spytał zdziwiony.
— Z tej prostej przyczyny, że chociaż dostaniemy się do pokoju — tłumaczył drwiąco Wicherek — będziemy tak prawie, jakby na ulicy, bo między nami a Legrip’em będzie siatka druciana i zielona firanka...
— Do stu piorunów! — Rypcio zaśmiał się jeszcze ironiczniej. Takiemu jak ty chrabąszczowi, wszystko wydaje się zaporą olbrzymią i nie do zwalczenia!... Oto mi straszne rzeczy, siatka z drutu i kawałek szmaty zielonej!
— Ba! straszniejsze niż się spodziewasz, mój ty wielki mędralu! — zrypostował ostro Wicherek — bo za tą szmatą, o której mówisz tak pogardliwie papa Legrip widzi nas, sam nie będąc widzialnym, a w dodatku jest obłożony w koło z tuzinem conajmniej nabitych pistoletów!
— Skądże ty się o tem dowiedziałeś?
— Hm! hm!... nie widziałem, a jednak jestem tego pewny... Czy każdy z nas nie postarałby się o broń palną w podobnej sytuacyi, co?... Otóż, skoro łotr przeczuje nasze zamiary nieprzyjazne, nie będzie się wcale żenował i wystrzela nas po jednemu, co