Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Najprzód nie wrzeszcz tak na całe gardło — Wicherek za rękaw go pociągnął — pamiętaj żeśmy na wolnem powietrzu, i że nie masz do czynienia z głuchmanami!... Taki interes był by nadzwyczajny, ale wykonanie wydaj e mi się wprost niemożliwem....
— Dla czegóż to?
— Najprzód, jakim sposobem dostać się do środka?... W oknach kraty ze sztab żelaznych, grubych jak moje ramię, a i brama dyabelnie mocna...
— Jutro szepnął Miodziuś — zdejmę odcisk z zamku, i każemy do bramy klucz dorobić.
— Moje dziatki! Wicherek poklepał ich po ramieniu protekcjonalnie. — Jeszcze z was obydwóch fryce, co się zowie!... Toś dopiero powiedział coś wiedział!... Tu nie idzie o żaden klucz, bo by nam się na nic nie przydał.... Stary łotr kuty na cztery nogi, i pewnie strzeże skarbu jak oka w głowie... Brama musi mieć wewnątrz rygle i zasówki, że już nie wspomnę o zatrzasku i sprężynie, za pomocą której się otwiera... Czy znamy tę tajemnicę?...
— Do stu dyabłów!... — Rypcio w głowę się poskrobał — to mi całkowicie wypadło z pamięci!...
— No! — trudno o wszystkiem pamiętać...
— Cóż robić zatem?...
— Byłby sposób... — bąknął Miodziuś.
— Jakiż na przykład?
— Poczekać kilka dni... Jeden z nas uprzedził by Legrip’a prez Richard’a, że ma klejnoty do sprzedania... Stary drab naznacza nam schadzkę... Idziemy wszyscy trzej. Ten który wejdzie pierwszy, zatrzyma