Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wrócił pędem do bramy, którą wychodził przed chwilą i zaczął pukać zrazu lekko, potem coraz silniej. Gdy nic się w domu nie odzywało, podjął kamień z ulicy i nim zaczął walić w bramę jak miotem. Cisza głucha panowała w całym domu.
I nie mogło być inaczej. Rozmowa trwała czas jakiś. W chwili gdy Rypcio zaczynał bić w bramę, Rodille był już w domu sąsiednim i schodził do piwnicy. Nie mógł więc słyszeć, co się działo na zewnątrz od ulicy.
— Zdaje mi się, koleżko. — Wicherek wtrącił tonem drwiącym — że próba dość długo trwała... Papa Legrip, chytry jak lis, a nos ma delikatny, jak u wyżła najlepszego!... Musiał coś złego przewąchać, i pewno ci tej nocy nie otworzy... Brama dyabelnie mocna i chyba prochem mógłbyś ją wysadzić!... Przestań zatem hałasować po nocy, żeby nam jeszcze jaki patrol nie wlazł na kark! Pogódź się z twoim losem, i zabierajmy się ztąd, pókiśmy cali!
Rada była zdrowa. Rypcio usłuchał, mrucząc jednak przez drogę, jak niedźwiedź rozjuszony:
Twardy to przecież orzech do zgryzienia, dać się tak ze skóry obedrzeć! dać się obkraść na gładkiej drodze!... ale cierpliwości!... przyjdzie koza do woza!... jeszcze mi ten stary łajdak za to krwawo zapłaci, i prędzej niż się spodziewa!...
Trójka hultajska szła i prosto ku rogatce de l’Etoile.
W nocnym pomroku, widać li było z daleka trzy punkciki gorejące. Były to ich fajki rozpalone.