Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziesięciu tysięcy, które mu się sprawiedliwie należały i jeszcze robi kniksa mówiąc:
— Ślicznie dziękuję papunciu Legrip!... Mało nie pęknę od śmiechu, gdy sobie wyobrażę tę twoją głupią minę, gdy ten stary szachraj operował ci bez bólu ząb trzonowy!... z jakie dwadzieścia tysięcy franków co najmniej!... Hej! hej! mój Rypciu kochany! nie darmo mówią: „Dyabeł mądry, bo stary“. Ten nasz papa z talarami, wszystkich nas jak jesteśmy, wsadziłby sobie do torby i sprzedał, więcej dającemu na środku rynku!...
— Cóż ty zatem myślisz?...
— Że kamienie były najprawdziwsze, mój ty dudku na kościele!... jakie mogą być najpiękniejsze i najczystszej wody, a tyś się dał staremu w pole wyprowadzić, jak głupiec ostatni!
— Gdybym był tego pewny! — mruknął Rypcio zgrzytnąwszy zębami.
— Cóż byś zrobił?
— Podpalił bym, nie namyślając się ani chwili, budę tego psa starego!... Ale nie, nie... ty się mylisz!... on mnie nie mógł tak oszukać!... kamienie były fałszywe!...
— Chcesz się przekonać o prawdzie?
— Jakim sposobem?
— Zapukaj do drzwi... wejdź do domu... zaproponuj Legrip’owi’, że mu oddasz sto franków, a on niech ci zwróci klejnoty... Jeżeli przystanie na to, ja pierwszy kupię je od ciebie za pięć tysięcy franków i zapłacę gotówką!
Rypcio nic na to nie odpowiedział, tylko za-