Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


XIX.

W chwili gdy Rodille schodził do piwnicy w domu sąsiednim, aby tam napaść oczy swoim skarbem i dodać „złoto do złota“, Rypcio złączył się z dwoma łobuzami, tak jak i on wyćwiczonemi w sztuce złodziejskiej, którzy czekali na niego przy końcu alei wiązami wysadzanej.
Żaden z nich nie był tego wieczora zadowolony z ojca Legrip’a.
Wicherek nawet głośno wyrzekał, że został haniebnie wyzyskany i oszukany przez „starego szachraja!“
— Ty i ja — mówił do Miodziusia, zanim jeszcze zjawił się trzeci towarzysz — jesteśmy biednemi kurkami... on zaś lisem. Niechby nas zresztą skubał po trochę, nic sprawiedliwszego, i musielibyśmy się poddać bez krzyku tej operacyi... ale czego za wiele, tego i psy jeść nie chcą!... Nie długo ten sknera obrzydły, bez litości! nie będzie się kontentował naszemi piórami... wydrze nam razem i ciało... Pożre nas żywiuteńkich, a z każdego zrobi jeden kąsek!...
Pojawienie się Rypcia przerwało ten potok skarg gorzkich i bolesnych.
— Cóż tam słychać? — spytał Wicherek. — Czy choć z tobą postąpił przyzwoicie nasz papa z bitemi i żółtobrzuszkami?
— Et! nawet mi o nim nie wspominaj! — Rypcio machnął ręką rozpaczliwie.
— Dla czego?