Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ta piwnica mieściła w sobie skarb cały przechowywacza rzeczy kradzionych. W kryjówce było mnóstwo klejnotów, które rzucały w koło blaski tęczowe w świetle kandelabra płonącego. Policya, gdyby mogła była wpaść na trop tej kryjówki, byłaby tam odpytała większą część, przedmiotów wartościowych, które skradziono w Paryżu w ostatnich kilku latach.
Rodille dodał do tego stosu sporego, węzełek, który dziś nabył. Chwilę patrzał na ten skarb haniebny okiem iskrzącem się piekielną chciwością, nareszcie wykrzyknął:
— Jestem już bogaty!... ale wkrótce będę jeszcze bogatszym!...
Znowu wszystko uporządkowawszy, wrócił na górę, gdzie zmienił ojca Legrip’a na owego poczciwego, głupkowatego mieszczucha, z którym zabraliśmy niedawno znajomość.
Gdy dokonał metamorfozy, było blisko północy.
Włożył w zanadrze parę pistoletów, zgasił światło i wysunął się cichaczem z domu, o którym każdy z sąsiadów myślał, że jest zupełnie niezamieszkały, wracając piechoto do Paryża. Szedł przez Pola Elizejskie, niepodobne w niczem do dzisiejszych, zarośnięte wówczas trzciną i łozami, pełne miejsc bagnistych, używające najgorszej reputacyi, skoro zmierzch zapadł: prawie tak niebezpieczne w nocy jak ów sławny las w Bondy, żyjący dotąd w podaniach legendowych. Wicher dął straszliwie. Coś niby szemrało w łozinie, a wierzchołki drzew starych gięły się z trzaskiem i szumem głuchym.