Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Do kroćset sto tysięcy dyabłów!... nie mogę przecież zostać gołym jak święty turecki!...
— Wygramol się chłopcze z tej biedy, jak chcesz, i jak możesz... tylko nie licz na moją pomoc...
— No! dajcie dziesięć żółtobrzuszków!
— Nie dam, ani dziesięciu, ni pięciu...
— A przed chwilą sam pan powiedziałeś, że oprawa warta sto franków?
— To powiedziałem, i powtarzam...
— Weź pan zresztą za tę kwotę mizerną!...
— Nie, synu kochany... Rozmyśliłem się tymczasem... widzę, że nawet dając ci pięćdziesiąt franków, zrobiłbym jeszcze bardzo zły interes...
— Posłuchajcie tylko, ojcze Legrip!... potrzebuję gwałtem stu franków... Dajcie mi je, a powiem wam coś o czemś, co chciałem zachować sam dla siebie, a przyczem można kupę złota zarobić.
— Ha!... zresztą... zobaczymy ten interes...
— Dostanę pieniądze?...
— Najprzód interes... potem odpowiem...
— A to z pana dyabeł nie człowiek!... każdy chodzi jak wół w jarzmie, i musi spełnić każdą wolę, każdą pańską zachciankę!... Otóż na ulicy Pas-de-la-Mule, na przedmieściu Marais, stoi wielki pałac; między dziedzińcem a ogrodem. Mieszka w nim sam jeden pewien stary kawaler, bogatszy niż wszyscy paryscy Krezusi razem wzięci!...
Rodille od pierwszych słów wytężył całą uwagę, a ręce mu lekko drzeć zaczęły.
— Ten tedy stary jegomość — Rypcio dalej opowiadał — nazywa się baron de Viriville. Mieszka