Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ba! łatwo to powiedzieć!... ale tymczasem, wlazłem w biedę po same uszy!...
— Eh! przesadzasz...
— Aha! przesadzam!... liczyłem na grube pieniądze, a znajduję się raptem bez grosza przy duszy!
— No! coś zawsze pozbierasz, rewidując kieszenie przechodniów...
— Nie lubię pracować w taki lichy sposób!... To mi za mało przynosi... Nie licząc że Florka nie da mi spokoju!...
— Coż to za Florka znowu?...
— Moja ostatnia konkieta! Spodziewając się pieniędzy, jak lodu! obiecałem jej prezencik...
— Możesz jej zaofiarować oba pudelka...
— Takie śmiecie!... Oh! bardzo proszę! moje kochanki wynaszają coś lepszego!... Ejże! papo Legrip, pokaż się poczciwym człowiekiem!...
— Czyż ja nim kiedy nie jestem?...
— Wyciągnij mnie z tego błota!...
— Jakim sposobem?
— Daj mi naprzód ze dwadzieścia żółtobrzuszków... Odciągniesz to sobie przy pierwszym interesie, który z sobą robić będziem... Cóż? Zgoda?
— Nie mój chłopcze... To się na-mnie nie pokaże...
— Oddam za to trzydzieści, czterdzieści luidorów!...
— Ofiarowałbyś mi sto, a zawsze usłyszałbyś nie... i nie!... Nigdy naprzód nie daję, i nigdy jednego franka nie pożyczam nikomu... To sposób jedyny, aby żyć zawsze na dobrej stopie z moimi klientami i nigdy się z żadnym nie poróżnić...