Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mój Boże!... nie inaczej... najfałszywsze w świecie!...
— Ależ to niepodobna!...
— Czyżbyś przypadkiem miał nie wierzyć moim słowom? — spytał szorstko Legrip, widocznie obrażony.
— Ej! nie! nie... cóż znowu! — odrzucił czempredzej Rypcio.
— Dla czegóż mówisz, że to niepodobna?
— Pomyśl pan tylko, że te dwa pudełka zabrałem z pałacu... z pałacu księżnej prawdziwej!...
— Cóż stąd?...
— Bardzo wielkiej damy...
— A dalej?...
— Milionerki, jak utrzymują...
— Czegóż chcesz tem dowieść, mój chłopcze?
— Że jest wręcz niemożliwem, żeby księżna, milionerka, wielka dama, nosiła fałszywe kamienie!...
Rodille wzruszył ramionami, jakby go tamten mógł widzieć:
— Mnie to bynajmniej nie dziwi... W mojem długiem życiu, nie raz i nie dwa mi się zdarzyło widzieć coś podobnego... To dowodzi po prostu, że księżna nie musi być tak bogatą, za jaką chce uchodzić, skoro blichtrem ludziom oczy mydli, i przystraja się w taką lichotę! w takie fałszywe błyskotki!... Zdarza się to jednak codziennie... i nie jedna księżna tak samo świat oszukuje...
— Koniec końców, jestem haniebnie okradziony! — ryknął zbój. — Ah! łąjdaczka! gałganica!...
— Innym razem lepiej ci się powiedzie...