Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mne czarne faworyty.
Skąd pochodziło przezwisko Miodziuś, nie licujące z jego siłą herkulesową?
Po prostu z dziwnej słodyczy i miękkości jego organu cieniutkiego soprana, melodyjnego i wychodzącego z gardła jakby wyklejonego aksamitem. Wyglądało to tak, jakby tony fletowe, wydobywały się z paszczy miedzianej trąby.
Mówiąc o tym jego dziwnym glosie, towarzysze tego zbója setnego, nie sto razy wykrzyknęli! Gada słodko jak miód! — Stąd urosło przezwisko Miodziuś.
Wiemy już, że tym razem łotr ów, nie wiele przynosił.
Z nim rachunek gładko poszedł. Dostał w łapę ośmset franków i wyszedł, opowiedziawszy szczegółowo, o pewnem małem złodziejstwie, które nie obiecywało wielkich zysków.
Rypcio, ostatni z trójki hultajskiej wszedł po nim.
Ten trzeci szubiennik, był dość przystojny. Zakrawał też na eleganta, nie nosił bluzy jak jego koledzy, pogardzał fajką na krótkim cybuszku, i palił tylko cygara. Zresztą złodziej zuchwały co się zowie i na wszystko zdeterminowany, wyszukiwał ze szczególnem amatorstwem, ekspedycye najbardziej hazardowne i najeżone niebezpiecznemi przeszkodami, nie wahał się włamywać do pałacu pełnego służby, lub do hotelu zamieszkałego od góry do dołu.
Rypcio wszedł z miną tryumfatora.
Zbliżył się do jednego z otworów, kołysząc się z gracyą tancmistrza, z boku na bok i rzekł tonem