Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czem wspomniałem Richardowi!
— To nie było wspominać...
— Gotów jestem przyznać, żem palnął wielkie głupstwo...
— Może pierwszy raz w życiu łobuzie, powiesz szczerą prawdę...
— Ja tak pana kocham, papo Legrip, że robiłem z tobą interes, byle mieć przyjemność pana zobaczyć!
— Pokornie dziękuję, za tę wielką łaskę!
— Przysięgam, że nigdy nikomu nic nie sprzedam, choćby pół kolczyka odłamanego, choćby mi ten drugi dawał dubelt tyle co mi pan płacisz!
— Czy to mówisz na seryo, łobuzie?
— Wicherek nigdy nie okłamuje swoich przyjaciół! — uderzył się w piersi patetycznie.
— No! tem mnie trochę udobruchałeś...
— Tatku! tatuńciu rodzony!... dobryś jak sam Pan Bóg!...
— Gdzież przedmioty?... pokaż co masz!...
— Oto jest wszystko!
Wicherek wyjął z zanadrza spore zawiniątko, związane na krzyż w chustkę od nosa kolorową, w duże kraty. Rozwiązał węzełki i zaczął rozkładać na półeczkach, przybitych po jego stronie pod otworami w siatce, klejnoty rozmaite: Kolie z brylantów, bransolety, pierścienie, breloki od zegarka, kolczyki, wszystkie wysadzane drogiemi kamieniami lub brylantami.
Rodille brał w ręce jeden kawałek po drugim, obracając pod światłem lampy. Brylanty, rubiny