Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dochodził go turkot powozu zwolna, odjeżdżającego. Wtedy nazad zawrócił, pilnie śledząc i nadsłuchując czy kto nie nadchodzi. Zapewniwszy się że głucho i pusto w około, dobył klucz z kieszeni, wsunął w zamek owych drzwi, które jak wieść niosła nikt nigdy nie otwierał i wszedł szybko do środka.
Jakkolwiek czarne chmury zaciemniały widnokrąg, a rzadko rozrzucone rewerbery bardzo niedostatecznie aleję oświetlały, niby robaczki świętojańskie, błyszcząc gdzieniegdzie; w obec ciemności egipskich, które wewnątrz domu panowały, były niemal jasnością.
Mężczyzna, który był wysiadł z dorożki, poszukał w kieszeni owego przyrządu z fosforem, wynalezionego przez Fumad’a. Był on wtedy modnym i wziętym niesłychanie. Zanurzył we flaszeczkę malutką drewienko, i przytknął do płomyczka niebieskawego rodzaj nitki woskiem oblepionej, którą nazywano pospolicie szczurem piwnicznym. Z tem światełkiem wszedł do dużej izby ze ścianami drzewem wykładanemi, która większą połowę dołu zajmowała.
Wewnątrz były okiennice materacami wyłożone i z grubemi wełnianemi firankami, zapuszczonemi w obu oknach ze zbytku ostrożności, aby ani promyk światła nie mógł się wydobyć na ulicę.
Osobistość, którą zajmujemy się chwilowo, zbliżyła się do kominka, zapalając dwa podwójne kandelabry na nim stojące.
Tą osobistością był znowu Rodille; nie Rodille-Werner, zajadający objad w restauracyi, nie Rodille--