Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po co rzucasz się na biedaka, który nie miał wcale ochoty, stawać do walki.
— Głupiec z ciebie, po prostu!...
— Hm! hm! i to możebne!...
— Powinien byłeś zrozumieć, nie pytając mnie o to, że mi się sztuczka za pierwszym atakiem nie udała, i że byłem zmuszony udać, iż chwytam za bary mojego przeciwnika, aby go zwalić na ziemię... Tymczasem, naiwny i dziecinny debiutancie, dobranoc!... Jutro wieczór bądź o tej samej godzinie w Palais-Royal... i ja tam będę prawdopodobnie...
Debiutant w złodziejstwa nauce wyzwolonej, powrócił do ogrodu w Palais-Royal, zakręciwszy się tędy i owędy, na wzór lisa, który nigdy prosto do nory nie wejdzie, aby zmylić trop. I Rodille zrobił tak samo, zanim wrócił do owej izby z kostiumami, gdzie go zostawimy tymczasem.
My teraz pójdziemy za Vaubaronem.
Skoro młody mechanik pozbył się napastnika, przestał być przedmiotem budzącym ciekawość. Tłum rozszedł się natychmiast, nie bez skarg i głośnych wyrzekać, że widowisko trwało tak krótko i zakończyło się tak niezadawalniająco.
Vaubaron nie zadał sobie nawet trudu, podnieść bilet pod nogi ciśnięty. Co go obchodziło nazwisko tego waryata złośliwego, którego radby był więcej w życiu całem nie spotkać?
— Co za głupia i śmieszna awantura — mruczał wychodząc z ogrodu. — Spadło to na mnie niespodziewanie, niby piorun z jasnego nieba! Czas był wielki, żeby się to skończyło!... Passya mnie wściekła