Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jacy się nieprzytomny.
Ręka podniesiona, nie spadła jednak na twarz Jana.
Zagrożony zniewagą najstraszniejszą, mechanik ryknął głucho, a schwyciwszy rękę przeciwnika w powietrzu, wykręcił ją gwałtownie i nie puścił, póki nie odepchnął od siebie napastującego, całą siłą herkulesową, swoich muszkułów stalowych.
Rodille nie spodziewał się ataku tak potężnego. Tym razem byłby upadł na dobre, gdyby pierwszy rząd widzów tłoczących się, nie był go podtrzymywał, niby mur żywy.
Zdawał się bliski wściekłości. Z twarzą kurczowo wykrzywioną, zgrzytając zębami jak zwierz drapieżny, z pjaną na ustach, rzucił się powtórnie na Vaubarona, ale tym razem nie godząc w twarz, tylko prosto w piersi.
I Jan był gotów. Wszczęła się tedy walka nie na żarty.

XV.

Tłum zaciekawiony, a tłoczący się coraz gęściej w koło dwóch przeciwników, oczekiwał na widowisko niesłychanie wzruszające. Widzowie liczyli na scenę, w rodzaju owych sławnych Bosce’ów angielskich, tak wysoko cenionych przez cokneys’ów londyńskich: obliczali z góry ile zębów wyleci, ile będzie żeber połamanych, i czy bodaj jedno oko nie wypłynie!
Ta nadzieja słuszna zupełnie i sprawiedliwa, miała być tym razem najfatalniej zawiedzioną.
Walka na pięście, rozpoczęta tak gwałtownie