Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pelusz, dając mu w zamian znaczek numerowany.
Drzwi szerokie do sali gry prowadzące otwarły się przed nim na oścież.
Wiadome nam są wszystkie szczegóły tego, co tu zaszło w chwilę później z rozmowy Długonogiego z Rodille’m.
Naprawdę, Vaubaron wychodził ze sali jak pijany, jak człowiek zmysłów pozbawiony. Lokaj musiał wołać go kilka razy, zanim ślepy i głuchy na wszystko, zrozumiał wreszcie o co idzie i odebrał swój kapelusz. Machinalnie włożył go na głowę, oddał znaczek i zaczął iść po schodach, nie uważając, że w tropy za nim puścił się Długonogi.
Wiemy i o tem, jak Janowi słabo się zrobiło z nadmiaru radości i wzruszenia, i jak go Długonogi zaprowadził do kawiarni na sznapsika.
Vaubaron prędko odzyskał przytomność i równowagę. Teraz mógł objąć myślą i rozkoszować się należycie, zwrotem niesłychanym, który zaszedł w jego położeniu.
Przed godziną zdawać się mogło, że nic już biedaka z toni nie wyratuje, chyba cud jeden... I oto cud się stał!
Dziesięć tysięcy wydartych ze szpon krupierom z pod numeru 113, były zbawieniem Blanki!... a kto wie czy i nie życiem Marty?...
Z tą sumą w kieszeni, która po dniach nędzy najwyższej, wydawała mu się skarbem niewyczerpanym, układał tysiąc planów, roił rzeczy niestworzone! Tym razem zacznie z rozsądkiem, jak mu to niegdyś Marta kochana radziła... popłaci wszy-