Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Otóż tera z niego wielki pan... i baby swojej nie grzmoci... bo u panów to wstydno żonkę walić... a pieniądze zarobił, stawiając ostatniego talara, co mu był został w niedzielę z całej płacy tygodniowej.
— A gdzież go postawił, do stu kaduków?!
— W Palais-Royal, pod numerem 113...
— To ci dopiero szczęście dyabelskie!...
— I ty i ja moglibyśmy mieć takie same... Rzecz wiadoma, że jak kto stawia po raz pierwszy, czy na kartę czy w ruletę, zawsze wygrywa...
— Ehe! Chyba nie mnie by to spotkało! Nie sto! ale tysiąc razy może grałem małym pauprem jeszcze, w dołki i kulki z innymi lampasami... Jak kiedy przegrałem, tom zawsze z kilku bodaj hultajów natłukł za to co się wlazło!...
Wyrobnicy oddalili się, Vaubaron ne mógł już słyszeć dalszej ich rozmowy i wrócił do domu. Pod wieczór jednak, gdy nim miotać zaczęły myśli najboleśniejsze i do dzikiej rozpaczy przywodzące, owa rozmowa śmieszna w swojej naiwnej niemal prostocie, z dziwną jasnością i dokładnością zaczęła mu niejako dzwonić w uszach, niby odbita w pamięci. I on sam słyszał już nieraz, że Dama Fortuna bywa nadzwyczaj łaskawą dla takiego nowicyusza, który po raz pierwszy hołd jej składa.
— Gdyby to jednak prawdą być miało?... — potarł czoło. — Nigdy nie przestąpiłem progu do żadnej z sal, gdzie grają... nigdym się kart nie dotknął... Mógłbym więc być pewnym wygranej... Wygrać! wygrać!... wszak to wolność!... życie!... ra-