Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sto we drzwi, prowadzące na ulicę, wysunąłem się za nim chyłkiem, milczkiem... Na końcu schodów... jak to panu opowiadałem... upadł mi w ramiona... Zaczął się chwiać jak pijany i stanął biały jak chusta... Wtedy wprowadziłem go do kawiarni... Chryste panie! ten to lubi pieniądze!... Ja, gdybym tak wygrał dziesięć tysięcy, ani by mi w głowie nie postało mdleć!... Nie głupim! miałbym coś mędrszego z niemi do czynienia!... Koniec końców, przewąchawszy gratyskę nie lada, wyprawiłem do pana w poselstwie Lariflaréa, który trzymał straż z drugiej strony... Przyszedłeś pan i wiesz...
— Pst!... — Rodille szybko palec do ust przyłożył. — Pst! — szepnął — oddal się... Oto on sam wychodzi!...
W rzeczy samej młody człowiek z dziesięcioma tysiącami wygranemi, jeszcze blady, ale już odzyskawszy cokolwiek siły i równowagę, z twarzą promieniejącą radością nadziemską, wychodził z kawiarni krokiem niepewnym i zbliżał się ku bramie żelaznej.
Tym młodzieńcem był Jan Vaubaron.

XIII.

Tego samego dnia zrana, a nazajutrz po wizycie lekarza, o której wiemy już, Vaubaron siedział jak zwykle przy warsztacie o kilka kroków od łóżka Marty i łóżeczka Blanki, pracując wprawdzie, ale z widocznem zniechęceniem. Musiał przyznać w głębi duszy, że położenie, w którem się znajdują, jest rozpaczliwe, prawie bez wyjścia!...
Osłabienie młodej kobiety, wzrastało z każdą