Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiłem po raz trzeci pół franka, zawsze przegrywając... Wchodzi ów drymblas... na czole mu było napisane, że niewiniątko po raz pierwszy w życiu przekracza ten próg niebezpieczny... wyglądał zdziwiony, oszołomiony... wstydził się prawie... nawet nie wiedział gdzie ma stanąć, żeby zacząć stawiać... Krótko mówiąc, byłbym się uśmiał serdecznie z tego bałwana i z jego miny zastraszonej, gdybym nie był w tej samej chwili przegrał stawki po raz trzeci...
Nakoniec wziął na kieł!... wyciągnął z kieszeni dwadzieścia franków... przymknął oczy jak kuropatwa i rzucił pieniądz na chybił trafił... Luidor padł na czerwone... czerwone przeszło...
— „Czym wygrał?“ — spytał.
— Wygrałeś pan!... Trzymasz dalej?
— Trzymam!...
Kolor czerwony przeszedł raz po raz dziewięć razy!... Za dziesiątym razem drągal wygrywał dziesięć tysięcy dwieście franków!
— Dosyć!... dosyć!... — krzyknął głosem dziwnie zmienionym. — Nie stawiam dłużej!...
Wypłacono mu pieniądze. Gdy je uczuł w ręce, zdawało się zmysły postradał, drżał na całem ciele, i zobaczyłem dwie grube łzy, które mu zwolna ciekły po policzkach... To dopiero baba!... mężczyzna, który płacze, że wygrał?... czy nie setny głupiec, co?... Zwinął w trąbkę banknoty i wsadził do bocznej kieszeni... złoto schował osobno... Powiedziałem sobie w duchu:
— „Nie uciekniesz mi ptaszku, póki cię nie podskubię! “... — a ponieważ szedł pro-