Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 1.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale nie mniej odrazę niemal budząca wyrazem cynizmu i chytrości. Chwilami nawet, pewne ust skrzywienie, pewien tyk, jakby kurcz w dolnej części twarzy, robił ją prawie dziką i straszną, podobną do zwierza drapieżnego.
Ktokolwiek byłby teraz spojrzał z uwagą na tego człowieka, musiałby w duchu powiedzieć: — „To łotr przebiegły i niebezpieczny!“... — w czem... (możemy śmiało zaręczyć) nie byłby się wcale omylił!...
Rozebrawszy się do koszuli, zaczął obchodzić w koło pokój, przypatrując się kostiumom rozmaitym, i szukając bacznie, który ma przywdziać. Dotąd widocznie nie mógł się zdecydować.
Wybrał nakoniec elegancki mundur huzarski, a gdy go przywdział, można było przysiądź, że się widzi przed sobą chwackiego kawalerzystę, z brzęczącemi ostrogami, z kibicią wciętą jak u kobiety, z wstążeczką pąsową od Krzyża Legji, który przyjechał na urlop do Paryża, aby sobie wesoło pohulać.
Dopełniały przebrania wąsiki ciemne, junacko w górę podkręcone, przyklejone cudownie! niezrównanie i czapka wojskowa na bok trochę z fantazyą na głowę wsadzona.
Rodille (tak go odtąd będziemy stale nazywali) oglądnął się w źwierciedle na wszystkie boki, i musiał być zadowolony ze swojej osoby, bo wąsa, podkręcił z miną wyzywającą i uśmiechnął się z tryumfem.
Wsunął w zanadrze pularesik haftowany złotem i jedwabiami, w którym były bilety wizytowe z tar-