Strona:PL Molier - Pocieszne wykwintnisie.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podniósł się z ciężkiej choroby, która mu oblekła twarz tą bladością.

JODELET

To ślady uciech dworskich i trudów wojennych.

MASCARILLE

Wiecież, moje panie, że w osobie wicehrabiego oglądacie jednego z najmężniejszych rycerzy[1]? To junak bez trwogi i zmazy.

JODELET

I ty mi w niczem nie ustępujesz, markizie: wiemy, do czegoś zdolny.

MASCARILLE

To prawda, żeśmy się widywali w niejednej potrzebie.

JODELET

I gdzie było djabelnie ciepło.

MASCARILLE, spoglądając na Kasię i Magdusię:

Nie tak ciepło jak tutaj. Hi, hi, hi.

JODELET

Poznaliśmy się w armji; kiedyśmy się spotkali, markiz dowodził pułkiem kawalerji na galerach maltańskich[2].

MASCARILLE

Prawda; lecz ty, wicehrabio, wcześniej wstąpiłeś do

  1. jednego z najmężniejszych rycerzy... Satyra nie byłaby kompletna, gdyby w osobie Maskaryla nie mieścił się i żołnierz-samochwał. Jesteśmy tu po wojennej epoce Frondy, i niejeden obecny pięknoduch mógł się chełpić wczorajszemi czynami wojennemi (Por. Wstęp do Maksym La Rochefoucaulda).
  2. pułkiem kawalerji na galerach... Koncept o „kawalerji na galerach“ przywodzi na myśl owego „szwajcarskiego admirała“ z operetki. Trzeba w istocie takich gąsek jak Kasia i Magdusia, aby się na nim nie poznały.