Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bunt, zadawała sobie pytanie, dlaczego i ona nie może okazywać mu swych uwielbień, jak panie z arystokracji. Na trybunach, zajmowanych przez inteligencję, nie arystokrację, panował również zapał, wzbudzony ukazaniem się ordynata, a nawet i w tłumie, okalającym hipodrom. Ale Stefcia czuła, że będąc tam, szczerzej mogłaby objawiać swe zachwyty. Tu — nie wolno jej...
Konie obiegły tor dwa razy. Wszystkie przeszkody wzięto dobrze, przed ostatnim biegiem Waldemar dał rozkaz podwyższenia barjerek. Przebiegając koło startu, porozumiał się z towarzyszami. Żnin i Brochwicz przyjęli zmianę, tylko Trestka zląkł się.
— Czy pan jest pewny Salamandry? — zapytał ordynat.
— Jej — tak! ale skoro pan siebie nie pewny...
Konie się rozniosły. Trestka wstydził się pozostać, lecz nie ufał sobie.
Podwyższone barjery zrobiły wrażenie w lożach. Pan Maciej obawiał się wyraźnie. Stefcia drżała, panna Rita była wprost zachwycona.
Ruszyli. Waldemar jechał na czele.
Pierwszy skok... Dobrze! Apollo przez mgnienie oka zawisł w powietrzu, spadł lekko na ziemię i pomknął raźno.
Druga przeszkoda... Dobrze!
Trzecia, czwarta... Doskonale!
Apollo szarżował dzielnie, pierwszy dopadł do startu.
Książę Giersztorf winszował, z lóż brzmiały brawa. Wszystkie konie ordynata popisały się dobrze, ale najlepszym jeźdźcem był sam ordynat: potrafił kierować wierzchowcem swobodnie i zręcznie. Apollo fruwał nad barjerami lekko, bez wysiłku. Żnin i Brochwicz przesadzali sztywniej. Trestka na Salamandrze, ślicznej gniadej wierzchowce ze Słodkowic, jadący na końcu, zaczepiał o każdą barjerę, gdyż ściągał nadmiernie cugle, widocznie bojąc się. Rasowa klacz cierpiała nad swem upokorzeniem, szła wdzięcznie, płynnie i czuła się na siłach zawiśnięcia w powietrzu. Ale obawa jeźdźca udzielała się i jej. Ściągnięta w pysku, traciła pewność siebie, gorączkowała się, za każdem uderzeniem kopyt w deski barjerek drżała nerwowo, zdwajając pęt Przed nową przeszkodą wznosiła głowę do góry, jakby z dumą i zapowiedzią, że teraz już weźmie, że się wyzbyła lęku, że okaże swe zdolności. Ale Trestka, przestraszony widoczną determinacją klaczy, ściągał gwałtownie cugle, zaciskał kolana i kopyta uderzały w deski. Tak dopadł do startu.
— Szlachetne zwierzę, ale słaby jeździec! — odezwał się dość głośno książę Giersztorf.
Waldemar zły, podsunął się do Trestki i rzekł z wymówką:
— Panie, trzeba mię było uprzedzić, że pan się obawia. Ostatniego biegu mógł pan nie próbować.
— Ale ba! wszyscyście lecieli na złamanie karku, ja sam cofnąć się miałem? Ta pańska szkapa warta kuli w łeb. Myślałem, że mnie djabli wezmą. Ja te uderzenia dotąd czuję w głowie.
Wtrącił się książę „starter“:
— Klacz dobra, tylko pan nie nadaje się do arabów, panie hrabio. Nie trzeba się było afiszować. Mógł pan zresztą jechać na folblucie, może angielska krew prędzej pasowałaby do pańskiej gorączki. A tak wyszło fiasko!