Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/66

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    À force de rèver et de voir dans la plaine...



    Marząc i przyglądając się błękitnookiéj
    Dziewie, co do krynicy zwracała tu kroki,
    Gad spostrzegł dnia jednego, że jest zakochany.
    Sen, spokój — wszystko pierzchło. Jak tu się z tej rany
    Wyleczyć? co poradzić na ból, co wciąż wzrasta?
    Smutny siedział raz sobie koło bramy miasta.
    Starzec jakiś przechodził. Rzekł więc doń: O panie,
    Ratuj mię, radź mi! — Starzec usłyszał wołanie
    I zbliżył się. A miał on długą, siwą brodę.
    Z wiatrem się kołysały palm wierzchołki młode,
    Słońce do snu się kładło za pustynne niwy.
    — Co ci jest? spytał starzec. — Jestem nieszczęśliwy,
    Rzekł Gad; kocham kobietę, to powód katuszy
    — I jam znał, odparł starzec, ten ból żrący w duszy,
    Gdym był młody i ogniem me oczy pałały,
    Jak dziś twoje. Lecz teraz włos mój — patrz — już biały,
    Chłód mam w kościach, wzrok przygasł, drży niepewnie szyja,
    Wszystko mi smutne, ciemne; dzień każdy, co mija,
    Jest mi nocą, co spada na żywota drogę.
    Cierpię! cierpię, że cierpieć, jak ty, już nie mogę.




    VICTOR HUGO. TOUTE LA LYRE. VI. 26.