Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tym niedostępnym, groźnym jego tronem,
Choć nie zwycięstwo, ale zemsta będzie.«
Umilkł, brwi marszcząc, a w oczach znać było
Postanowienie desperackie, wojnę,
Zbyt niebezpieczną dla mniejszych niż bogi.
Z przeciwnej strony wstał Belial, w ruchach
Zgrabny, uprzejmy; piękniejszej postaci
Niebyło między strąconymi z Nieba.
Pełen godności, i do wielkich czynów
Zdał się gotowym, lecz wszystko w nim było
Fałszywe, choć mu z ust płynęła manna,
I mógł złą sprawę w lepszem stawić świetle,
Kręcąc, gmatwając rady najdojrzalsze.
Niski miał umysł, do złego pochopny,
A do szlachetnych czynów gnuśny, trwoźny,
Lecz umiał głaskać ucho, a więc tonem
Perswadującym w te przemówił słowa:
»Wojnę otwartą głosićbym powinien,
Kiedy nienawiść moja nie jest mniejszą
Od waszej, tylko, że właśnie powody
Natychmiastowej wojny przytaczane
Najmocniej nam ją odradzają, wróżąc
Niepowodzenie, gdy ten, co najlepiej
Zna sprawy wojny, nie ufa swej sztuce,
I chce gruntować męstwo na rozpaczy,
Na znicestwieniu, które ma być celem
I całym skutkiem jakiejś strasznej zemsty.
Naprzód gdzie zemsta? Niebieskie wieżyce
Pełne są straży zbrojnej, niemożliwy
Przystęp, bo często na krańcach otchłani