Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapalał lont, kuchciki groźnie wywijali rożnami, a skrwawiony oberżysta roztropnie krył się za plecami towarzyszy, podobnie jak ranny Menelaj za szeregami greckiemi. Godna jego połowica, rozczochrana z czepkiem przekręconym na głowie, ocierała mu twarz brudną ścierką.
Bernard ani chwili się nie wahał. Przystąpiwszy do sąsiada z rusznicą, przyłożył mu pistolet do piersi, wołając:
— Rzuć lont, inaczej zginąłeś!
Lont upadł na ziemię, a Bernard przycisnął go butem, dopóki nie zgasł. Sprzymierzona armia odrazu broń złożyła, poddając się na łaskę i niełaskę.
— Co do ciebie — rzekł Bernard, zwracając się do oberżysty — mam nadzieję, że teraz nauczysz się być grzeczniejszym dla gości. Gdybym chciał, mógłbym cię zaskarżyć do wójta i odebranoby ci gospodę, ale nie chcę cię gubić. Gadaj, ile ci jestem winien?
Oberżysta zauważył, że przeciwnik schował pistolet, nabrał więc odwagi i mruknął żałośnie:
— Potłuczone naczynia, wypite wino, sińce i guzy, nie wiem jak to wszystko ocenić.
— To nie tak trudno — rzekł Bernard z uśmiechem — co się tyczy twego rozbitego nosa, ja sam go ocenię i zapłacę podług wartości, Chciałbym tylko wiedzieć, ile jestem winien za wieczerzę i nocleg. Naczynia nie ja potłukłem, lecz rajtarzy, ich zatem powinieneś poszukiwać.