Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co zaszło dnia poprzedniego; na jego obliczu malowało się znużenie, podziw i niepokój.
Ciężkie kroki rozległy się na kamiennych schodach, prowadzących do jego izdebki i za chwilę wszedł oberżysta, nie racząc nawet zastukać, ani zdjąć czapki. Zuchwała jego mina świadczyła, że nie ma już powodu do obawy.
Obejrzał się po pokoju i przeżegnał się na widok nieporządku, który tam zastał.
— Hej! paniczu, czas byłoby wstać! — zawołał — mamy z sobą rachunki do załatwienia.
Bernard ziewnął i spuścił jedną nogę z łóżka.
— Co znaczy ten nieład? — sarknął — dlaczego mój kufer jest otwarty?
— A ja skąd mogę o tem wiedzieć? — oburknął właściciel gospody — pański kufer nic mnie nie obchodzi. Przewróciliście mi dom do góry nogami, narobiliście szkód bez liku, ale na Św. Eustachego, mojego patrona! zapłacisz mi waszmość za to.
Bernard zaczął się ubierać i wypadł mu z kieszeni trzos ze złotem. Wydał mu się jakoś lekkim, otworzył go więc z niepokojem.
— Okradziono mnie! — zawołał.
Zamiast dwudziestu sztuk złota, w trzosie były tylko dwie.
Oberżysta ruszył ramionami i uśmiechnął się pogardliwie.
— Odpowiesz mi za to! — mówił Bernard — brakuje mi ośmnastu sztuk złota. W twojej gospodzie okradziono mnie!