Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Fraszka! — mruknął.
Następnie zaczął sondować drugą ranę, przyczem krzywił się i głową kręcił.
— Dosyć! utrapiony doktorze! — krzyknął — miarkuję po twojej minie, że źle ze mną.
— Obawiam się czy kula nie utkwiła w krzyżu; nogi są sztywne... hm... to nic dobrego nie wróży.
— Dwie kule wystarczają, żeby wyprawić na inny świat najsilniejszego. Nie dręcz mnie, doktorze, i pozwól umrzeć spokojnie.
— On nie umrze! — krzyknął Bernard, chwytając chirurga za ramię.
— Do życia pozostaje mu godzina. Dziwię się, że nie wyzionął ducha dotychczas — chłodno odparł Brisart.
Godzina? — rzekł Jerzy — tem lepiej, cierpienia prędzej się skończą niż myślałem.
— Ty nie umrzesz! nie umrzesz! — jęczał Bernard, łkając — czy to być może, aby brat ginął z ręki brata.
— Uspokój się, dobry Bernardzie: wyrokom przeznaczenia złorzeczyć nie należy.
Bernard ukrył twarz w dłonie. Był nieruchomy jak posąg, tylko od czasu do czasu dreszcz wstrząsał jego ciałem, a z piersi wydobywało się westchnienie.
Chirurg obwiązał rany, zatamował krew.
— Pić — szepnął Jerzy.
— Nie można, to przyspieszy śmierć.