Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pies obity. Patrząc na króla i na pana de Coligny, przyszedł mi na myśl człowiek, który na jarmarku pokazuje lwa oswojonego: choć udaje, że się go nie boi, pamięta o jego zębach i pazurach.
— Admirał ma długie ręce — odezwał się chorąży.
— Bardzo dobrze wygląda, pomimo podeszłego wieku — zauważyła Mila.
— Wolałabym jego, niż młodego papistę — oświadczyła Gertruda.
— To podpora religii — dodał Bernard.
— Tak, ale strasznie jest surowy na punkcie karności — rzekł Hornstein, potrząsając głową.
Chorąży znacząco mrugnął okiem i wykrzywił się, co u niego oznaczało uśmiech.
— Nie przypuszczałem, że taki stary i wytrawny żołnierz, jak waszmość, będzie miał za złe admirałowi przestrzeganie karności w wojsku — odpowiedział Bernard.
— Zapewne, karność jest potrzebna, ale przecież trzeba być wyrozumiałym dla żołnierzy, kiedy po trudach i znojach chcą sobie pohulać. Każdy człowiek ma swoje wady, chociaż więc admirał kazał mię powiesić, piję za jego zdrowie.
— Nie może być! — zawołał Bernard — jesteś waszmość bardzo rześki jak na wisielca.
— Oto dowód, że nie mam do niego urazy.
Rotmistrz zdjął kapelusz, nalał wszystkim wina i kazał żołnierzom wrzeszczeć wiwat na całe gardło. Skoro spełniono toast i gwar się nieco uciszył, Bernard zagadnął ciekawie: