Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W pokoju zapanowało milczenie. Hrabina oddychała z trudnością, od czasu do czasu ściskała konwulsyjnie rękę Bernarda.
— Droga moja, masz jakieś zmartwienie — odezwał się do niej — dla czego nie zwierzysz mi się? Wszak w miłości wszystko powinno być spólne: radość i troski.
Hrabina przecząco potrząsnęła głową, usta jej zadrżały. W tej chwili zegar wybił wpół do jedenastej, ona zerwała się jak obłąkana.
— Co tobie, Dyano — dopytywał Mergy zaniepokojony.
— Nic — odparła głucho — dźwięk tego zegara ma w sobie coś straszliwego; za każdem jego uderzeniem zdaje mi się, że rozpalone żelazo przeszywa mi serce.
Położyła ręce na jego ramieniu i nagle rzekła:
— Kiedy się nawrócisz?
— Nie mówmy dziś o tem, jesteś chora i rozdrażniona.
— Doprowadzasz mię do rozpaczy swoim uporem. Czas nagli, choćbym była umierającą, do ostatniego tchnienia błagać cię będę, żebyś wyprzysiągł się błędów kacerskich. Codzień krwawe łzy wylewam nad twojem zaślepieniem.
— Nie pojmuję twego rozdraźnienia...
— Słuchaj: śniło mi się, że nieprzyjaciele chcieli cię zabić, a ja nie mogłam uratować twojej duszy, ani twego ciała.
— Ależ ja nie mam nieprzyjaciół?