Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żeby prędzej stanąć u hrabiny de Turgis. Noc była piękna, upał się zmniejszył, lekkie, białe obłoczki zasłaniały, od czasu do czasu, promienną tarczę księżyca.
W oknie mieszkania Dyany płonęła czerwona lampa; był to znak umówiony między niemi. Serce Bernarda żywiej uderzyło; zapomniał o zagadkowych przestrogach Bévilla i skwapliwie wbiegł na schody pałacu.
Hrabina czekała na niego w komnacie oświetlonej srebrną lampą. Była blada i włosy miała w nieładzie. Na odgłos kroków Bernarda, drgnęła i z trudnością stłumiła okrzyk przerażenia.
— Przestraszyłem cię, najdroższa? — zapytał klękając przed nią.
— Jesteś nakoniec! — szepnęła i przymknąwszy oczy, wsparła głowę na aksamitnej poduszce.
— Nie spóźniłem się, gdyż dopiero dziesiąta. Ale co tobie, ukochana?
— Nie dręcz mię, nie pytaj o nic... Cierpię bardzo, głowa mię boli.
— Biedna!
— Usiądź przy mnie.
Zasłoniła twarz rękoma i jęknęła głośno; po chwili podniosła głowę, odrzuciła w tył włosy i biorąc dłoń Bernarda, przyłożyła ją do czoła.
— Głowę mam w ogniu — mówiła — twoja ręką przynosi mi ulgę.
— Dyano, wolałbym sam cierpieć, niż patrzeć na twoje cierpienia — rzekł, całując jej ręce.