Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z oficerem Szwajcarów, ale nie słyszałem co mówili. Zapewne ważnych dowiedział się nowin, bo co chwila wykrzykiwał: „Mój Boże! mój Boże!”
— Patrzcie! jacyś jeźdzcy pędzą ku nam.
— Kapitan i chorąży jadą na ich spotkanie.
Dwóch jeźdzców zbliżało się cwałem. Jeden z nich miał kapelusz z piórami i szarfę zieloną; czarne szaty drugiego wskazywały, że należał do stanu duchownego.
— Teraz jestem pewny, że będziemy się bili — mruknął sierżant — przysyłają nam kapelana.
— Licho nadało! — sarknął Merlin — nie mam ochoty bić się na czczo.
— Witam cię, kapitanie Mergy! — zawołał szlachcic z zieloną szarfą — jestem Tomasz de Maurevel, wszak mnie poznajesz?
— Nie mam zaszczytu znać pana de Maurevel — odparł Jerzy zimno — przypuszczam, że dowiemy się nakoniec, po co nas wezwano.
— Ratować króla.
— Jakież mu grozi niebezpieczeństwo?
— Odkryto spisek hugonotów, więc wszyscy wierni poddani króla mają dziś w nocy rzucić się na nich znienacka i wymordować do jednego.
— Niepodobna! — zawołał Jerzy, wzdrygając się.
— Wszyscy mieszczanie są uzbrojeni, oprócz tego mamy gwardyę i trzy tysiące Szwajcarów, zarem około szcześćdziesięciu tysięcy ludzi. O jedenastej dzwony dadzą hasło rzezi.